Treść strony: Parowiński Stanisław
Stanisław Parowiński (1914 – 2001)
Stanisław Parowiński urodził się 7 V 1914 r. w miejscowości Trzepowo pod Płockiem. Jego rodzice mieli na imię Maria i Piotr. Matka nazywała się z domu Wrzesińska i była szlachcianką. Dostała od swoich rodziców w posagu młyn wodny w Trzepowie. Piotr Parowiński był z zawodu młynarzem. Lubił handlować. Po ślubie z Marią sprzedał młyn wodny, a kupił wiatrak…
Maria i Piotr mieli dziewięcioro dzieci (dwoje zmarło). Pierwszy syn miał na imię Ignacy, potem urodził się: Bronisław, Genowefa, Stanisław, Halina, Ewa i Piotr.
Piotr Parowiński sprzedał wiatrak z trzema włókami ziemi (włóka liczyła 16,8 hektara). Nabywcą był pewien człowiek, który powrócił z USA i chciał zapłacić za młyn w dolarach, ale P. Parowiński nie chciał takiej transakcji. Wydawało mu się, że straci pieniądze, więc wolał zapłatę w złotówkach. Upatrzył sobie nowy wiatrak i nawet dał na niego wadium, czyli zadatek. Niestety po wymianie pieniędzy w 1925 r. na wiatrak już nie starczyło… Za to co pozostało, kupił w Skępem dwuizbowy dom z działką przy ulicy Płockiej. Nie był już majętnym młynarzem. Żona Maria najęła się do pracy fizycznej, była praczką. Córka Genowefa pracowała w Blinnie (gmina Gójsk) jako pomoc kuchenna i zarabiała. Podobnie Halina i Ewa… Natomiast Stanisław przebywał w Karnkowie u bogatego gospodarza i pomagał w gospodarstwie. Pasł krowy, a rodzice raz na rok otrzymywali 1 metr pszenicy. Jak wspomina córka Lucyna, ojciec często chodził głodny, więc podbierał kurom jajka, a gospodarzom kiełbasę. Pewnego razu gospodarz zabił świniaka i zrobił wędliny i kaszanki. Niektóre kaszanki pękły w garze, więc powstał tak zwany kiszczak. Gospodyni dawała Stanisławowi ziemniaki gotowane w mundurkach. Obrane kartofle polewała kiszczakiem. Trwało to kilka dni. Na szczęście pies wpuszczony do ogrodu, gdzie stał gar z owym kiszczakiem, przewrócił go i wyżarł zawartość… Gospodyni dziwiła się, dlaczego tak się stało. Kiszczaku starczyłoby dla pracownika jeszcze na kilka dni…
Stanisław po skończeniu służby w Karnkowie poszedł do rzemieślnika, by uczyć się zawodu. Rodzeństwo Genowefa i Bronisław sfinansowali jego naukę u stolarza Bylewskiego. Najpierw terminował u majstra, ale krótko pobierał nauki. Następnie uczył się w Lipnie w warsztacie Retlikowskiego. Bardzo chwalił sobie pobyt u majstra, gdyż cenił go i dużo się u niego nauczył. Retlikowski nie wywyższał się, pracowników traktował równo i ich szanował. Stanisław skończył szkołę, był czeladnikiem, a potem majstrem stolarskim.
W 1936 r. ożenił się z Janiną Zbuchalską z Turki (gmina Skępe). Janina miała wtedy 16 lat. Od swoich rodziców dostała w posagu 1000 złotych i krowę. Małżonkowie dobudowali do domu rodzinnego pomieszczenie na warsztat stolarski. 27 VI 1937 r. urodził się w Skępem syn Ryszard (mówiono na niego Jurek), a w 1941 r. córka Lucyna.
Gdy wybuchła II wojna światowa, Stanisław Parowiński został zmobilizowany do wojska. Wzięto go pod Stryjem (Ukraina) do rosyjskiej niewoli. Rosjanie zamknęli ich w kościele. Niektórych jeńców zabito. Następnie ustawiono w kolumnę i pędzono w nieznanym kierunku… Stanisław zobaczył ludzi jadących na wozach do kopania ziemniaków. Zręcznie wskoczył na jeden z wozów. Jedna z kobiet szybko dała mu motykę i kosz oraz przykryła chustą z wełny. Jego ucieczki nawet nie zauważono… Gospodarz dał mu ubranie. Potem odprowadził go 10 km w kierunku Polski. Stanisław pieszo dotarł do Skępego z koszem i gracą, którą mu dała gospodyni. Karmił się tym, co znalazł na polach. Spał w stogach. Żona Janina przebywała u rodziców na Turce.
Jak wspominała córka Lucyna, ojciec uratował Jana Radomskiego, miejscowego nauczyciela. Niemcy nakazali pracownikom szkół stawić się w Lipnie. Po zameldowaniu się w Lipnie nauczycieli wywożono do obozów. Stanisław Parowiński zawrócił z drogi J. Radomskiego, ratując go przed wywiezieniem.
Podczas wojny Stanisław zatrudnił się u angedojcza o nazwisku Czarnecki. Pracował jako stolarz, robiąc skrzynki. Czarnecki do Niemiec wysyłał w nich produkty spożywcze. Warsztat mieścił się na krużgankach w kościele i klasztorze bernardynów w Wymyślinie. Podczas wojny obiekt zamieniono na magazyn, nie odbywały się nabożeństwa. Pewnego razu ojciec – jak wspominała córka - zabił świnię, choć za nielegalny ubój groziła kara. Mięso odpowiednio zapeklowane włożono do kamiennych garnków i ukryto za bocznym ołtarzem na krużgankach… Stopniowo je wynoszono.
Tak pracując Stanisław Parowiński przetrwał do końca wojny. Żona i dzieci mieszkały w Skępem. Stanisław miał zawsze rower, ale Niemcy go zabrali. Potem miał drugi rower. Niestety, w styczniu 1945 r. Rosjanie zabrali ów cenny środek lokomocji.
Po skończeniu wojny Stanisław pracował w swoim warsztacie stolarskim. Miał papiery mistrzowskie. Należał do cechu rzemieślniczego. Pobudował dom. Mówił z dumą, że gdyby rodzice wstali z grobu, „Górki” by nie poznali. „Górką” nazywał dom i warsztat mieszczący się między ulicą Płocką a Sierpecką w Skępem. Robił drewniane meble, trumny, otwory okienne, nawet kajaki. Z drewna umiał zrobić wszystko – podkreśliła córka Lucyna. Był zapobiegliwy i „starowny”, w domu musiało być zawsze jedzenie.
Rodzice Ryszarda i Lucyny przeżyli razem 64 lata. Janina zmarła 27 VI 2000 r., Stanisław – 1 II 2001 r., a Ryszard – ich syn – 10 IX 2009 r. Ryszard Parowiński fotografował. W albumach siostry Lucyny można odnaleźć wiele jego zdjęć. Opowiadając o swoim ojcu i wspominając go, córka Lucyna nie kryła łez. Wiele wspomnień zatarł czas. Pozostały fotografie i pamięć o ojcu stolarzu.
- autor: Bożena Ciesielska, lipiec 2013 r.